Translate

wtorek, 23 października 2012

jak z krzywej krewetki zrobiłam równy schab- multikostka!


Do kuchni wparowuje, bo inaczej tej eksplozji ruchów się nie ujmie, mała chyża osoba. Chłopak. Zainteresowania ma najwyraźniej kulinarne bo na wstępie wykrzykuje pytanie: a po co tyle kostek?! Jego mama z zachwytem na twarzy i równie szybka jak jej reklamowy potomek odpowiada: bo lubię mieć duży wybór... czy coś w tym guście. Za chwilę do kuchni wkracza szybki mąż z szybkim niemowlęciem na ręku i także wygłasza pean na temat smakowitych innowacji kuchennych jego żony.


Celowo nie podaję marki tego produktu, nie chcę ani temu umniejszyć, ani tego propagować. Jednak we współczesnym świecie galopująco zaradnej konkurencji nie będzie trzeba długo czekać na to by i inne firmy wprowadziły swoje własne multikostki. Może się niebawem okazać, że do rosołu będzie można dodać taką samą kostkę co do muszli klozetowej. Identyczną w smaku i zapachu... z naturalną. Mowa o  reklamie kostek do... wszystkiego, rosołowa, sos do mięsa, zajzajer do sałatki i pewnie jeszcze dużo innych wersji, o których się nie śniło domowej co to soli i pieprzu w swej niedoskonałości nadal używa. Nie pamiętacie jej? Wróci do Was jak zły szeląg, tuż przed świętami.
Na koniec reklamowa mama wygłasza jeszcze kwestię, że zawsze ma w kuchni coś, co będzie pasowało do jej kostki. No i CHLAST! Lepiej nadstawcie drugi policzek ponieważ stoimy już w obliczu powstania nowej kostki tak samowystarczalnej, że nie będzie trzeba jej niczym psuć; żadną potrawą. Wystarczyło będzie polizać lub rozpuścić i przełknąć. Powodzenia reklamotwórcy!
To, że świat się ulepsza i idzie na przód jest oczywiste i nie należę do obozu, który za wszelką cenę będzie działał na rzecz zastopowania postępu. Ale czy postęp musi oznaczać degradację wartości? Nie tylko kulinarnych, ale w tych zawierają się relacje rodzinne i, mogę chyba zaryzykować stwierdzenie, że i zdrowie naszych rodzin.
Mówiąc wartości nie mam na myśli używania przypraw prosto z zagonka, jednak może spakowany kubistyczny smak to szczerbaty gzyms przesady. Na każdym kroku; czy to karkówka, czy świeża roślinka, można się w kuchni posłużyć ulepszaczem pokroju multikostki.
To, że dzieci uczestniczą w reklamach mogę zaakceptować bo i tak kiedyś będą odbiorcami tej czy innej chały, w którą uwierzą jako w panaceum na wszystko. Na lepszych siebie głównie. Noworodek i mąż to już jednak oczywiste angażowanie wartości rodzinnych i namawianie do okrajania ludzi z tradycji jaką było kiedyś wspólne smakowanie i gotowanie potraw. To jest też policzek wymierzony naturalnym potrawom i chęci podtrzymywania tej tradycji. Wygląda na to, że obecnie czas na prawdziwe gotowanie maja jedynie single. Multikostka jest zakrojona na conajmniej 4 osoby.  Niebawem ci od pieprzu i soli zejdą do podziemia jak Morlokowie.
Ta reklama w pewien sposób jednak niszczy wizerunek marki. Zdaje się wołać: rodzicu jeżeli zależy Ci aby Twoje dziecko, a może nawet niemowlę, miały popularny syndrom zwalniający od pewnych egzaminacyjnych i życiowych, obligatoryjnych dla innych działań; zapodaj im kostkę a ściślej; multikostkę. Nie poznają, że to schab! Nie rozróżnią ziemniaka i dyni. Bądź perfekcjonistką. Twoja rodzina będzie miała więcej czasu na wspólne przerzucanie kanałów telewizyjnych.
W skrócie - powstaje nowy model rodziny, dla której niestety wiarygodne będą przesłania mówiące o pierwszorzędnej jakości produktów multi i pigułkowych jako doskonałym odzwierciedleniu natury. W reklamy trzeba wierzyć; tak są skonstruowane, że w istocie nie dają możliwości przeanalizowania sytuacji w jakiej nas pogrążają.
Pytanie; czy ta reklama to już odpowiedź na zapotrzebowanie, czy może jeszcze pytanie: potrzebujecie? Jesli potrzebujecie- to my to przypadkiem już mamy!
 
A jeśli ten model rodziny wcale nie powstaje- to oznacza, że  producenci multikostki chcą go stworzyć, czyżby sami już kostek spróbowali i ich postrzeganie rzeczywistości się tak wypaczyło, że wmawiają nam, że my to lubimy? Przecież to, że stojąc przy kasie biorę zawsze gumę do żucia nie oznacza jeszcze, że jestem tępym odbiorcą reklam. Oznacza to, że potrzebuję gumy do żucia (poniewaz własnie temperatura w moich ustach osiągnęła groźne 38 stopni...) 
Jeśli wrzucę kostkę do rosołu nie oznacza to, że mnie przekonali, oznacza to, że mam gości, którzy być może już są zwolennikami multikostki i nie zniosą wielowyrazowego przesłania podstawowych przypraw w mojej sałatce. Pełna obaw czekam kiedy moje kilkumiesięczne dziecko z wyrzutem wyzna, że jego papka nie jest na kostce. Obwieszczam, że będę hołdować nurtowi kuchni "niewyraźnej" jako kontrze do "wyrazistej"(czytaj: glutaminianowej)  a reklama, owszem; jest dla mnie przekonująca. Przekonuje mnie, że rodzina tam występująca musiała zażyć, jesli nie nadużyć, mutikostki przed nagraniem. Czy inaczej wystąpiłaby w tej reklamie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz